niedziela, 26 lipca 2015

Prolog

Prolog
Diabeł u progu

21 października 1981

Dziurawy Kocioł był tej nocy wyjątkowo pusty. Tylko dwa stoliki zajęte, nie wspominając o tym, że Mundungus Fletcher wciąż pił na kredyt i Tom nie miał pojęcia czemu jeszcze nie wyegzekwował od niego rozliczenia długu. Prawdopodobnie dlatego, że miał słabość do tego zwariowanego pijusa. Zawsze wyskakiwał z czymś nowym, a Merlin jeden wiedział, że w czasach takich jak te wszyscy potrzebowali jakiegoś powodu, byle jakiego, żeby się pośmiać. Choćby i czasem wymuszenie.
Tom przeliczał sykle na ladzie i co jakiś czas przecierał zmęczone oczy. Nie spał od tygodni, utarg od kilku lat był coraz gorszy. Wojna wykańczała nie tylko aurorów i mugoli. Gospodarka się sypała, wszyscy emigrowali, on sam coraz częściej rozważał zamknięcie pubu, ale zawsze wtedy, jak gdyby na zawołanie, zdarzali się klienci tacy jak ci tam w kącie: grupka wyraźnie zżytych ze sobą ludzi, którzy starali się robić dobrą minę do złej gry i przypominali całymi sobą, że na wojnie świat się nie kończy i czasem można sobie zrobić od niej… przerwę. Drugi stolik wzbudzał w nim lekki niepokój, choć nie na tyle duży, by podejrzewać konszachty śmierciożercze. Wiadomym faktem jest, że niecne wiedźmy chodzą w czerni i podróżują trójkami, rozmowa przyciszonym głosem jest również nieodzowna. Trzy panie, gdyż co do tych kobiet nie istniał ani cień wątpliwości, że trzeba je odpowiednio tytułować nawet w myślach, co jakiś czas zerkały w stronę grupki czterech mężczyzn i szeptały między sobą, ale jako że Tom za bardzo nie mógł i czuł, że nie powinien ich podsłuchiwać, postanowił przyjrzeć się bliżej tym czterem. Przynajmniej ich twarze nie były zasłonięte i zdawali się być w mniej konspiracyjnych nastrojach. 
Rozczochrany mężczyzna w okularach co jakiś czas stawiał kremowe rozkojarzonemu kumplowi o zmęczonym spojrzeniu i twarzy pokrytej bliznami. Siedzący obok przystojniak co chwila wznosił toasty i szturchał pulchnego blondyna o rozbieganych oczkach, który przebierał nerwowo nogami pod stołem.
– Łapa, nie rozpychaj się! – Ten zmęczony burczał w blat stołu, na którym prawie się pokładał, podczas gdy okularnik rozkładał na stole coraz to nowe zdjęcia.
– Pokazywałem wam już jak Harry bawi się nową dziecięcą miotełką?
– Tylko jakieś piętnaście razy przez ostatnie pół godziny…
– Syri, nie bądź cynikiem. Mówię wam, że dzieciak będzie graczem z prawdziwego zdarzenia!
– Ścigającym?
– Może. Nie wiem. Jak trochę podrośnie poćwiczymy ze zniczem, to mu się na pewno spodoba.
– Lily też się to na pewno spodoba. – Syri uśmiechnął się ironicznie, za co zarobił kuksańca od tego z bliznami i w wyświechtanych ubraniach.
Barman Tom uśmiechnął się pod nosem, domyśliwszy, że dyskusja musi się toczyć na temat potomstwa, a ten rozczochrany jest wyraźnie dumnym rodzicem. Sprzątnął dzisiejszy utarg do kasetki i zamknął ją na kłódkę, uznając, że następna kolejka dla tej czwórki będzie na koszt firmy. Ponure czasy nastały i kto wie, czy rano nie zostanie z Anglii kupka gruzów. Równie dobrze można wspierać bliźniego. Choćby piwem.
– Kiepska noc, Remusie? – Blondyn patrzył na zmęczonego przyjaciela z wyraźnym zatroskaniem, a ten tylko westchnął i bardzo wiarygodnie udał uśmiech. 
– Raczej kiepski tydzień…
– Możesz odespać u nas, stąd masz niezły kawał do domu.
– Naprawdę nie trzeba.
– Trzeba. Dobrze wiesz, że zawsze jesteś mile widziany. – Dumny ojciec zebrał zdjęcia ze stołu i schował do kieszeni brązowego prochowca.
Remus był zbyt zmęczony, by protestować i dalej udawać, że nie docenia gościnności kolegi, a tymczasem ten w skórzanej kurtce, którego nazywali Łapą, machnął ręką na barmana.
– Stary, jeszcze po jednym tutaj! Ja stawiam.
– Syri, daj spokój, ja zapłacę. – Ten w okularach już wyciągał portfel, ale Tom machnął ręką i pokręcił głową.
– To i tak ostatnia kolejka, panowie. Zaraz zamykam.
– Jesteś pewien? – Remus szperał nerwowo po kieszeniach, podczas gdy pulchny blondyn w ogóle nie kwapił się do płacenia rachunku, pozwalając sobie stawiać.
– Daj spokój. Równie dobrze jutro może nas tu nie być! Dlatego uważam, że trzeba się bawić, przynajmniej póki jesteśmy cali i mamy czym wywijać.
– Łapa!
– No co? Jestem szczery! Przydałaby nam się mała imprezka. Co powiecie na Halloween? To już niedługo. Jakieś plany?
– Pewnie będziemy wycinać dynie. Wojna czy nie, Lily nie podaruje wycinania lampionów.
– Nie wiem czy to najlepszy pomysł… – Blondyn wyglądał na zmieszanego, ale Łapa nie dawał za wygraną.
– Jak to „nie najlepszy“? Jaki może być lepszy powód do balangi, niż Halloween?
– Dla ciebie każdy powód jest dobry.
– Oj, Remmy. Czasem straszny z ciebie… Ponurak – wyszczerzył zęby. – Mówię poważnie, panowie! Jakie mamy plany na Noc Duchów?



2 komentarze:

  1. Aww, szczenięce lata najlepszych przyjaciół Smarkerusa. Mam nadzieję, że jeśli zostaniesz w tych czasach, to przynajmniej uświadczę małego Dracona zabawiającego się miotełką (jakkolwiek by to nie zabrzmiało). W końcu wujaszek Severus powinien się nim od czasu do czasu opiekować. No i Severus bardzo dobrze wpisałby się w halloweenowe klimaty, nawet nie musi się przebierać (zakładam, że ta istota kryjąca się pod króliczą maską to pani, a nie Voldemort rozpaczliwie poszukujący zamiennika dla nosa). Ta-ta!

    wee

    OdpowiedzUsuń
  2. Pierwsza wojna, pierwsza wojna! Och, tak :) Siedzę, czekam i śledzę, co wymyślisz. A potem razem podbijemy świat!
    [poranna głupawka]

    Ukłony,
    Meadager Szalona

    OdpowiedzUsuń